Postulat

Czas formacji początkowej rozpoczyna się od rocznego postulatu w Lublinie. Jest to okres stopniowego wdrażania się w życie karmelitańskie. Codzienny rytm wyznacza modlitwa, praca w klasztorze, lekcje formacyjne, rekreacja przeżywana w gronie postulantów. Postulanci wyjeżdżają na Święta Bożego Narodzenia do swoich rodzin. Święta Wielkanocne spędzają już we Wspólnocie. Po zakończonym postulacie udają się na 2 tygodnie do swoich domów.

Po ukończeniu postulatu w Lublinie następuje przyjazd do Czernej. Tu czekają kandydatów rekolekcje, następnie obłóczyny (przyjęcie habitu), a po nich rozpoczyna się rok nowicjatu.


POWOŁANIE

Duchowy genotyp

Błędnie sądzi się, że powołanie jest darem, który człowiek otrzymuje od Boga w pewnym momencie swojego życia. Tak, jakby przez długie lata żył spokojnie, a w którymś momencie zaczął czuć się nękany krępującymi namowami Boga, by zrobił to, czy tamto. W Księdze Izajasza czytamy, że Bóg powołuje człowieka już w łonie matki (por. Iz 49, 1). Powołanie jest niejako wpisane w ludzki genotyp, z nim się rodzimy. Nie jest czymś, co przychodzi później, czymś, co czeka na człowieka, jak bożonarodzeniowy prezent, który nie zawsze cieszy. Powołanie każdy ma zapisane w duchowym DNA.

Rozpoznanie go pozwala uniknąć życiowej porażki, bądź po prostu komicznego błędu, kiedy to człowiek ma duchowy genotyp męża, a żyje jak zakonnik, bądź odwrotnie, kiedy to dziewczyna ma genotyp siostry zakonnej, a żyje jako mężatka. Tylko życie zgodne z duchowym genotypem może być głęboko szczęśliwe i spełnione. Bogu nie zależy, by kogokolwiek zmuszać do tego, czego nie chce. Zależy Mu raczej na tym, by każdy żył w zgodzie z tym, kim jest: ojciec by był ojcem, matka matką, kapłan, by żył jak kapłan, a pustelnik, jak pustelnik. Dziś obserwuje się pomieszanie życiowych ról wśród ludzi: księża starają się zaimponować młodym jakimś nowoczesnym stylem życia, stylem luzackich postaw i modnych epitetów (tak bywa). Wielu ojców nie poczuwa się do bycia głową rodziny. Niektóre kobiety chcą przejąć rolę mężczyzn, a mężczyźni upodabniają się w manierach do kobiet. To rodzi nieznośny dysonans, który ostatecznie męczy i wprowadza chaos w społeczeństwo.

Bóg każdego obdarzył określonym, duchowym genotypem, którego nie da się zmienić. Nawet, jeśli medycyna molekularna jest dziś w stanie krzyżować DNA, modyfikować żywność, zwierzęta i nie daj Boże ludzi, to nie ma wpływu na duchowy genotyp człowieka. Duchowe genotypy, powołania, są różne: jest genotyp kapłana, męża, żony, córki, siostry zakonnej, pustelnika, samotnika itd. Jest ich bardzo wiele. Tak jak biologicznego genotypu człowiek sobie nie wybiera, tak też nie wybiera powołania, duchowego genotypu. Ono jest wpisane w każde ludzkie serce od samego początku. To, co człowiek może i co powinien zrobić to pytać samego siebie, pytać Boga: Boże, jakim duchowym genotypem, jakim powołaniem mnie obdarzyłeś? Pozwól mi to odkryć. Zadaniem każdego jest odkrycie powołania i życie w zgodzie z nim po to, aby uniknąć życiowego nieszczęścia. A niestety wielu ludzi nie żyje w zgodzie z własnym powołaniem i bardzo często są to ludzie wewnętrznie zgorzkniali. To tak jakby kot chciałby być psem, a kura orłem. To komiczne i jednocześnie dramatyczne. Od kota oczekuje się, że będzie mruczał, a nie szczekał, a od kury, że będzie znosić dorodne jajka, nie zaś szybować po otwartym niebie.

Odkrycie osobistego powołania i życie w zgodzie z nim to gwarant życiowego spełnienia. Powołania nie należy się bać. Na niektórych odkrycie własnego powołania spada jak grom z jasnego nieba. Uświadamiają sobie, że są powołani do tego czy tamtego i ogarnia ich paniczny lęk. Niektórzy nie chcą zaakceptować własnego powołania, mają pretensje do Boga, do świata. I pytają: dlaczego właśnie ja? Cóż ˗ pytać Boga, dlaczego dał mi taki, a nie inny duchowy genotyp to niedorzeczne ˗ choć On nie ma nic przeciwko takim pytaniom. On obdarzył każdego takim powołaniem, jakim chciał. A dlaczego jednych takim, a drugich innym ˗ to tajemnica Jego wolności i nie sposób tego dociec.

Zadaniem człowieka jest odkrycie duchowego genotypu i życie w zgodzie z nim. Jeśli ktoś go odkryje, a nie będzie chciał żyć z nim w zgodzie, to Bóg nie będzie nikomu wiązał rąk. Jeśli ktoś nie chce żyć w zgodzie z własnym powołaniem, nie musi. Jednak Bóg wie, że najwięcej szczęścia daje spójność, harmonia wnętrza z tym, jak się żyje. Bogu zależy na szczęściu każdego, nie zaś na tym, by ktokolwiek robił coś wbrew sobie.

Aby odkryć ten duchowy genotyp warto prosić Boga o pomoc. Trzeba z Nim o tym często rozmawiać, podpytywać. On będzie wskazywał, nie jest uparty ani złośliwy. Warto też spojrzeć na swoje najgłębsze pragnienia, na talenty, zdolności. One też są poszlaką do odkrycia powołania. Warto spojrzeć na osobistą historię i zobaczyć w niej te momenty, w których Bóg był szczególnie wyraźnie obecny. Przypatrzeć się tym odczuciom, które wtedy się rodziły. Odkrywanie osobistego powołania to nieraz kwestia kilku miesięcy, nieraz wielu lat.

Tak jak każde DNA złożone jest z licznych nukleotydów, tak też każde powołanie ma wiele elementów, które je tworzą. Powołanie karmelitańskie (piszę to, jako karmelita bosy) jest pięknym powołaniem. Dla karmelity bosego łańcuchem przewodnim jest modlitwa. Kościół postrzega nas za „rodzinę szczególnie oddaną praktyce modlitwy” (K 53). I rzeczywiście powinna ona mieć pierwsze miejsce w naszym codziennym życiu i pracy. Modlitwa, jak pisała św. Teresa z Ávila jest budowaniem „przyjaźni z Tym, o którym wiemy, że nas kocha” (Ż 8,5), z Bogiem żywym. W naszych męskich konwentach przeznaczamy na wspólną modlitwę około 4 h dziennie. Karmelitanki Bose, gałęź żeńska naszego Zakonu, spędzają na niej około 6h w ciągu dnia. Jednak każdy z nas wie, że jesteśmy powołani do nieustannej modlitwy, do nieustannego życia w obecności Boga. Bez modlitwy nie ma Karmelu. Bez modlitw karmelita bosy staje się hipokrytą, poganinem w zakonnym ubranku. Dlatego modlitwa to sprawa naszego być albo nie być w Kościele i dla Kościoła.

Z modlitwy jak pisała św. Teresa „mają rodzić się czyny i jeszcze raz czyny” (T VII 4,6). Wszystko to, czego się podejmujemy, każda praca powinna być owocem spotkania z Bogiem, bo jeśli Go kocham, to chcę Mu tę miłość okazać, nie tylko przez słowa, ale nade wszystko poprzez czyny. Karmelici bosi podejmują się różnych zadań: są tacy, którzy pracują na misjach; są tacy, którzy dbają o słowo pisane, poprzez pracę wydawniczą; są i ci, którzy prowadzą duszpasterstwa, którzy wykładają na katolickich uniwersytetach i nauczają w szkołach itd. Jednak naszą podstawową pracą jest uczenie ludzi modlitwy i towarzyszenie im w jej pogłębieniu. Staramy się odkrywać przed ludźmi świat życia z Bogiem, który jest bardzo rozległy i dlatego łatwo w nim zabłądzić. Uczymy ich sięgać w głąb własnych dusz, spotykać tam Boga, który zamieszkuje w człowieku niczym w „twierdzy z przejrzystego kryształu” (T I 1,1), jak pisała św. Teresa od Jezusa. Stąd podejmujemy posługę głównie w konfesjonale, jako spowiednicy, kierownicy duchowi. Głosimy rekolekcje, organizujemy dni skupienia, szkoły duchowości, dni pustelnicze. Mamy za zadanie pokazywać ludziom piękno Boga i uświadamiać im, że nie są puści, że mają w sobie świat Bożego życia.

Używam cały czas liczby mnogiej, bo jesteśmy wspólnotą, nie zaś samotnikami. Nie żyjemy w odosobnieniu i staramy się nie działać w pojedynkę. Choć każdy karmelita bosy ma pojedynczą celę, żyje jednak we wspólnocie, jak w rodzinie. Wspólnie gromadzimy się przy stole Jezusa i przy stole braterskim. Dzielimy czas radosnych rekreacji i wysiłku pracy.