Roku Pańskiego 1678, a więc 346 lat temu, w tutejszym klasztorze pod wezwaniem św. Józefa – zamieszkiwanym wtedy jeszcze przez siostry karmelitanki bose – miało miejsce wydarzenie, o którym mało kto dzisiaj wie, a które warto przypomnieć.
W przypadającą wówczas dnia 6 kwietnia Wielką Środę do klasztoru zawitał król Jan III Sobieski z małżonką, królową Marią Kazimierą, z domu d’Arquien, znaną jako „Marysieńka”, oraz królewiczem Jakubem Ludwikiem Sobieskim, liczącym sobie wówczas jedenaście lat. Towarzyszył im liczny dwór królewski wraz z fraucymerem, to jest kobietami należącymi do dworu królowej, oraz kilka innych znaczniejszych osób, wśród których była rodzona siostra królowej „Marysieńki”, Maria Anna d’Arquien, czy też wojewoda ruski Stanisław Jan Jabłonowski, późniejszy hetman wielki koronny.
Król i królowa wraz ze wspólnotą zakonną brali udział w celebracjach liturgicznych od Wielkiej Środy do Wielkiej Soboty. Uczestniczyli w Mszach Świętych i innych nabożeństwach, bywali na Ciemnych Jutrzniach, odprawiali modlitwę brewiarzową wraz z siostrami oraz odbyli spowiedź wielkanocną: król – u ojca Rudolfa od Świętych Apostołów Piotra i Pawła, karmelity bosego z pobliskiego klasztoru, gdzie obecnie mieści się lubelski magistrat, królowa zaś – u swojego spowiednika, ojca jezuity. W Wielki Czwartek królowa „obmywała nogi wszystkim siostrom i całowała według zwyczaju naszego” – zapisze kronikarka. Razem ze wspólnotą zakonną spożywali też posiłki w klasztornym refektarzu, gdzie w Wielki Czwartek sama królowa na znak pokory usługiwała do stołu siostrom. Odjeżdżając, złożyli na rzecz klasztoru hojną jałmużnę.
Odwiedziny zgodnie z pierwotnym planem miały trwać aż do Niedzieli Wielkanocnej, jednakże zakończyły się już w sobotę, ze względu na nieco wcześniejszy przyjazd do Lublina posła moskiewskiego, z którym król miał się spotkać „w pałacu, gdzie stali”.
Kronikarka bardzo serdecznie i z wielką wdzięcznością wypowiada się na temat królewskiej pary i odbytych odwiedzin. Życząc – chyba nie tylko przez wzgląd na wymogi kurtuazji – opieki Bożej i błogosławieństwa, wyraża przekonanie, że wspólnota „powinna wiele”, tzn. jest wielce zobowiązana, przed Bogiem w modlitwach. Możemy przypuszczać, że tym gorliwszą modlitwą siostry ogarniać będą króla pięć lat później, w roku 1683, gdy przyjdzie mu stoczyć wielką zwycięską bitwę pod Wiedniem.
Przypomnijmy jeszcze pokrótce kontekst historyczny interesującego nas wydarzenia. Był to dla Rzeczpospolitej czas zmagań z rosnącą w siłę potęgą turecką. Jan Sobieski, jeszcze jako hetman wielki koronny, starał się doprowadzić do utworzenia antytureckiej koalicji. Mimo podjęcia pewnych zabiegów dyplomatycznych inicjatywa ta pozostała bez echa. Bitwa pod Chocimiem w 1673 roku, w której hetman Sobieski odniósł świetne zwycięstwo, dowodząc połączonymi siłami Korony i Litwy, zatrzymała jedynie turecką nawałę. Ułatwiła też Sobieskiemu objęcie tronu po śmierci Michała Korybuta Wiśniowieckiego, co nastąpiło na sejmie elekcyjnym w 1674 roku. Ze względu na trudną sytuację w państwie uroczystą koronację odłożono na bardziej dogodny czas i odbyła się ona dopiero w 1676 roku.
Wiadomo było, że wojna z sułtanem, zakończona w październiku 1676 roku rozejmem w Żurawnie, zostanie wznowiona. W tej sytuacji Rzeczpospolita, zbyt słaba by podjąć samodzielną walkę, musiała szukać koalicjantów. Potężna armia turecka stanowiła coraz większe zagrożenie, tymczasem Rzeczpospolita była uwikłana wówczas w konflikt z Rosją. Nie udały się Sobieskiemu próby utworzenia antymoskiewskiego sojuszu z muzułmanami, wobec czego zmuszony był do prowadzenia niekorzystnej dla Polski polityki zbliżenia z Rosją przeciwko Turcji. Tego dotyczyło zapewne spotkanie króla z posłem moskiewskim, do którego doszło w Lublinie w Wielkanoc interesującego nas roku 1678.
Warto wspomnieć, że królowa Maria Kazimiera gościła u sióstr dwa lata wcześniej, w październiku 1674 roku, uczestnicząc wtedy w obchodach ku czci św. Teresy od Jezusa, a także w odbytych tego dnia obłóczynach dwóch kandydatek do zakonu. Możliwe więc, że to królowej właśnie zawdzięczamy pomysł spędzenia Triduum Paschalnego roku Pańskiego 1678 w lubelskim klasztorze karmelitanek bosych.
Oddajmy głos anonimowej kronikarce klasztornej, jednej z karmelitanek bosych. Zachowujemy w zasadzie pisownię oryginalną, z wyjątkiem skrótów, które zdecydowałem się rozwinąć dla łatwiejszego czytania i przejrzystości. W nawiasach kwadratowych umieszczam niezbędne uzupełnienia i przypisy. Tekst kroniki pochodzi z wydania: Kronika klasztoru Karmelitanek Bosych pw. św. Józefa w Lublinie, oprac. Czesław Gil, Poznań 2012, s. 158-160.
Po przyjachaniu naszym w kilka niedziel, ichmość król Jan [III Sobieski] z królową jejmością Marią Ludwiką [błąd kronikarki, powinno być: Marią Kazimierą], jadąc na konwokacyją do Lwowa [błędna informacja], ściągnęli do Lublina dla nabożeństwa na Święta Wielkanocne, w Wielką Środę [6 kwietnia 1678 roku] na noc. Stancyją mieli w książęcym dworze. W Wielki Czwartek rano królowa jejmość, według dawnego swego afektu przeciw konwentowi naszemu, wielebnego ojca jezuitę, spowiednika swego, przysłała, oznajmując, że przez te dni u nas będzie nabożeństwo swoje odprawować i abyśmy jej ze Mszą Świętą czekali. I tak królestwo oboje przyjachali, i synaczek starszy [Jakub Ludwik Sobieski, 1667-1737]. Prowadziliśmy ich do chóru z śpiewaniem według Manuale naszego, iż to pierwszy raz król jegomość był u nas. Wielebny ojciec nasz spowiednik wszedł z królestwem do nas i skoro weszli do chóru, oracyję zmówił. Potym skorośmy odprawili ceremonią zwyczajną całowania ręki, wielebny ojciec poszedł do kościoła na Mszą Świętą, a królestwu w oratorium uczyniono siedzenie. Myśmy nasze ubogie krzesła postawili i stolik przed nim, okrywszy obiciem. A słudzy ich przynieśli wezgłowia tylko. Myśmy przy jednej stronie pod okienkiem stojąc chórami śpiewali Mszą i komunikowaliśmy.
I przez te trzy dni bywali królestwo na ciemnych jutrzniach w chórze i na wszystkim nabożeństwie. Na środku chóru siedzieli, a my na wszystkie ceremonie wychodzili. Król jegomość śpiewał sobie psalmy z nami z pociecha swoją i nabożeństwem, a nie kazali wpuszczać nikogo przez swej wiadomości, abyśmy nie mieli przeszkody do nabożeństwa naszego. Tylko jegomość pan wojewoda ruski [Stanisław Jan Jabłonowski, 1634-1702] z małżonką swoją [Marianną Kazanowską, 1643-1687] bywał przy nich zawsze, a kilka białych głów z fraucymeru i tych, co do stołu służyli królestwu.
W refektarzu z nami jedli u stołu, gdzie matka nasza siada z podprzeorysą, a matka wielebna siedziała na prawej stronie u pobocznego stołu, i wszystkie siostry swym porządkiem siedziały, bo królowa jejmość prosiła, abyśmy wszystko tak odprawowali, jakobyśmy odprawowali, gdyby u nas nie byli. I tak też wszystko było. Czytanie do stołu bywało tylko w Wielki Czwartek w obiad i sobotę, to królowa jejmość dała znak, aby przestała lektorka czytać, bo w te dni królestwo publicznie jedli. Było natenczas i senatorek kilka, które siedziały u tego stołu przy okienku, i z nimi jejmość panna Derkini [Maria Anna d’Arquien], rodzona [siostra] królowej jejmości. A panny fraucymerne natenczas służyły królestwu do stołu, potrawy i napoje odbierały od sług i samej podawały z ceremoniami według ich zwyczajów.
W Wielki Piątek na obiad i kolacyją i w Wielki Czwartek na kolacyją królowa jejmość służyła do stołu siostrom, a w Wielki Czwartek na Mandacie byli oboje. Królowa jejmość obmywała nogi wszystkim siostrom i całowała według zwyczaju naszego.
Trudno wypisać afekt pobożnej tej monarchiniej przeciwko nam, jako we wszystkich okazyjach z wielką pokorą i miłością postępowała z nami. Także i król jegomość jakoby to z siostrami swymi. W Sobotę Wielką rano spowiadali się w klasztorze naszym. Król przed wielebnym ojcem Rudolfem od śś. Apostołów Piotra i Pawła, naszym zakonnikiem, a królowa przed swoim spowiednikiem, jezuitą. Komunikowali oboje publicznie w naszym kościółku na naszej Mszej śpiewanej, i królewiczek komunikował. Monstrancyją w kosztowne barzo klejnoty królewskie ubrała królowa jejmość, panny dwie i z jejmością panią wojewodziną ruską ubierały w chórze naszym, a królowa sama przymierzała i sporządzała wszystko z wielką swoją pociechą.
Po obiedzie w sobotę wyjachali królestwo od nas do swojej stancyjej, gdyż poseł moskiewski wjeżdżał na przedmieście pod ten czas, bo mieli być u nas do niedziele i na jutrzni naszej wielkanocnej, lecz dla tego posła musieli być w pałacu, gdzie stali. Dali nam jałmużny tysiąc złotych. Niech Pan Bóg sowito hojnym błogosławieństwem nagrodzi temu państwu długim i szczęśliwym panowaniem w tej doczesności, a potym królestwem niebieskim na wieki ich afekt i dobrodziejstwa tak teraźniejsze, jako i dawne. Nasz konwent powinien wiele przed Panem Bogiem za nich w modlitwach naszych.
Autor: Krzysztof Żywczyński OCD / rozszerzona wersja artykułu na stronie: wirydarz.blog.